poniedziałek, 4 czerwca 2012

Zagadki przyszłości - odc. 7


- No to, czego szukamy? – ruda z ciekawością popatrzyła na przyjaciółkę
- Sukienki! Potrzebuję sukienki na bal.
- Chyba sobie jaja robisz? Szukasz sukienki na jutrzejszy bal charytatywny? – pani Potter nie wierzyła własnym uszom.
- Nie żartuje. Zapomniałam o nim. Wczoraj Bill mi przypomniał. A ja w szafie nie mam nic, co mogłabym włożyć.
- Znając życie coś bym w niej znalazła, ale ty jak zawsze musisz mieć nową?
- Mówiłam ci już, że jesteś wredna?
- Oczywiście, że tak. Przecież, co rude to wredne.
Hermiona odwzajemniła uśmiech przyjaciółki. Po pięciogodzinnym maratonie zmęczone usiadły przy stoliku ustawionym przed małą kawiarnią. Czekając na zamówienie rozmawiały.
- To z kim idziesz na bal?
- Miałam iść sama, ale idę z Billem.
- Z Billem? Przecież mówiłaś, że jesteście tylko przyjaciółmi.
- Oczywiście, że tak. Idziemy, jako para przyjaciół.
- Dziwne, ale niech ci będzie.
- Co jest takie dziwne rudzielcze? – Na wolnym stołku usiadł przystojny brunet.
- Pozwolił ci się ktoś przysiąść orangutanie? – rude dziewczę warknęło w odpowiedzi.
- Czy ty zawsze musisz mnie obrażać. Nie rozumie tego, a ty Granger?
- Mnie do tego nie mieszajcie. – brunetka zabrała się za jedzenie przyniesionych przez kelnera lodów.
- Może mam na ciebie alergie Zabini?
- Nie sądzę, ale nie ważne. Powiedz mi lepiej, bo nie potrafię pojąć jak mogłaś wyjść za Pottera?
Hermiona ze zdziwieniem popatrzyła na byłego ślizgona. Kiedy uczyła się jeszcze w Hogwardzie podejrzewała, że między tą dwójką jest jakaś chemia. Ale Zabini, tak jak ona skończył szkołę rok wcześniej przed Ginny. Pół roku po zakończeniu edukacji przez najmłodsze dziecko państwa Weasley, owa dziewczyna związała się z Harrym. Półtorej roku temu Hermiona dostała zaproszenie na ich ślub. Od ceremonii minęło kolejne półtorej roku, a państwo Potter byli zakochani w sobie po uszy tak samo jak przed ślubem.
- Normalnie. Kocham go, więc wzięłam z nim ślub. Ale chyba nie musze ci się z tego tłumaczyć. Hermi, ja muszę już iść. Widzimy się jutro wieczorem.
- Do zobaczenia.
Pani Potter oddaliła się pośpiesznie. Zabini nie przejmując się tym przesunął sobie puchar lodów, który kelner przedtem przyniósł dla Ginny. Nie przeszkadzało mu nawet, że deser trochę się już roztopił.
- Odpuściłbyś sobie Diable.
- Ale co mam sobie odpuścić? Lody? Szkoda, by się zmarnowały.
- Odpuściłbyś sobie Ginny.
- Ale ona tak fajnie się denerwuje. – beztrosko stwierdził mężczyzna
- Wiesz dobrze, że nie o to mi chodzi. Ona od ponad roku jest żoną Harrego. Są szczęśliwym, zgodnym małżeństwem.
- Jesteś tego pewna? Z tego, co wiem, a są to wiarygodne źródła to Potter cały czas pracuje.
- Taki ma zawód. Jest zapracowany, ale nie znaczy to, że nie kocha Ginny.
- Jak ty nic nie rozumiesz Granger.
- To znaczy, czego nie rozumiem?
- Życie, to nie jest bajka.
- Co masz na myśli? – podejrzliwie popatrzyła na mężczyznę
- Może złoty chłopiec nie jest taki szlachetny, za jakiego uchodzi.
- Co ty insynuujesz Zabini? – Dziewczyna zdenerwowała się na bruneta.
- Ja? Nic. Po prostu dobrze się przyjrzyj swoim przyjaciołom. Na razie mała. - Zszokowana, została sama przy stoliku. Dopiła kawę i teleportowała się do swojego domu.
***
W sobotę rano wstała zmęczona. Dzień wcześniej do późna siedziała w fotelu z butelką czerwonego wina i myślała nad rozmową, jaką odbyła z Zabinim. Zastanawiała się czy, aby na pewno zna swoich przyjaciół. Fakt oddaliła się od nich, kiedy wyjechała do Francji, ale myślała, że wszystko wróciło do normy. Włócząc nogami dotarła do łazienki, gdzie weszła pod chłodny prysznic. Dzięki temu rozbudziła się. Ubrana zeszła do kuchni. 15 minut później, zabierając swoją torbę i wyszła z domu. Popijając kawę z przenośnego kubka, dotarła do samochodu. Chłodny prysznic i duża czarna kawa bez cukru, były jedynym sposobem mogącym zwalczyć zmęczenie. Postanowiła, że dzisiaj jak najwcześniej pojedzie do Malfoyów. Resztę dnia chciała przeznaczyć na przygotowania do wieczornego balu. Zaparkowała samochód i jak za każdym razem po wejściu do rezydencji, ruszyła do pokoju swojej pacjentki. Po podaniu jej odpowiednich eliksirów postanowiły się przejść. Z wielką ostrożnością pokonywały każdy odcinek.
- Możemy wyjść na świeże powietrze?
- To nie jest dobry pomysł pani Narcyzo. Nie jest pani jeszcze na tyle silna by zejść na dół po schodach.
- Tamte drzwi, drugie od mojej sypialni. Tam jest mały balkon.
Nie mogła mówić pełnymi zdaniami, bo większość sił wkładała w stawiane kroki.
- To, co innego. Możemy na niego wyjść.
Balkonik naprawdę był mały. Usiadły na wiklinowych fotelach. Hermiona patrzyła, jak kobieta się uśmiecha. Pomimo wczesnej godziny, powietrze było przyjemnie ciepłe, ale jeszcze niegorące. Hermiona była zdziwiona tym, że to lato było takie upalne. W Anglii była to anomalia. 
- Tak bardzo mi brakowało możliwości wyjścia na zewnątrz.
- To zrozumiałe tyle czasu pani spędziła w domu.
- Najbardziej mi brakuje tego, że nie mogę wyjść do ogrodu. Stąd go nie widać. Bo to boczna ściana domu. Z piętra widać go tylko z pokoju Dracona.
- Co widać z mojego pokoju mamo?
Chłopak pojawił się koło kobiet i starsza z nich pocałował w policzek.
- Ogród skarbie. Widać go jedynie z twojego okna.
- Już niedługo do niego wyjdziesz. Zgodzisz się ze mną Granger?
- Patrząc na postępy, jakie pani robi, to zapewne tak.
- Widzisz mamo, mówiłem. Idziesz na dzisiejszy bal Granger?
- To chyba oczywiste.
- Zazdroszczę wam dzieciaki. Też bym poszła.
- Czego ty nam zazdrościsz mamo? Sztywnej imprezy w towarzystwie nudnych ludzi?
- Ci ludzi nie są nudni Draco. Porozmawiaj z nimi, to przekonasz się, że większość z nich to interesujący rozmówcy.
- Jak dla kogo. Granger z kim idziesz?
- Wybacz, ale to nie twoja sprawa. Pani Malfoy, powinnyśmy już wracać.
- Nie możemy posiedzieć jeszcze chwilkę?
Dziewczyna dyskretnie popatrzyła na zegarek, ale nie umknęło to blondynowi.
- Jak się śpieszysz Granger, to idź. Ja odprowadzę mamę do sypialni.
- Nie. Powinnam zrobić to sama.
- Nie przesadzaj, dam sobie radę.
Popatrzyła na niego rozważając za i przeciw.
- Dobrze, ale posłuchaj. Masz być ostrożny. Musicie iść bardzo powoli. Twoja mama się nie może odzywać, bo to kosztuje ją za dużo wysiłku. Gdybyś poczuł, że coś się….
- Granger! Dam sobie radę. Jakby, co to mam na tyle siły by zanieś ją do łóżka.
- Niech ci będzie. Trzymaj, to jest fiolka eliksiru wzmacniająco – regeneracyjnego. Podasz go mamie, gdy wróci do łóżka. Trzeba go rozpuścić w szklance wody. Zrozumiałeś?
- Tak.
- To dobrze. Do widzenia pani.
- Do widzenia.
Zamykając drzwi nie słyszała, jak chłopak przeprasza mamę, że wyjdzie i za chwilkę do niej wróci. Szybko ja dogonił zagradzając drogę.
- Granger, nie skończyliśmy rozmowy. Do tego nie odpowiedziałaś na moje pytanie, z kim idziesz?
- Mówiłam już, że to nie twoja sprawa.
- Na ten temat mam inne zdanie.
- To twój problem. Jak nie możesz sobie z nim poradzić, to idź do psychiatry.
- Znowu przeginasz szlamiątkowata perełko.
- Mówię jak uważam. A teraz proszę byś się odsunął. Chce przejść.
- Nie zamierzam się odsuwać.
- I ty się nazywasz prawdziwym mężczyzną?
- Przekraczasz granicę Granger. Mogę w każdej chwili pokazać ci, że jestem stuprocentowym mężczyzną.
Zaczął się do niej zbliżać. Po chwili opierała się o drzwi jego pokoju. On położył na nich dłonie i nachylając się nad nią. Jego wzrok, jak zawsze był zimny, a usta wyginały się w typowy malfoyowski uśmiech.
- Widzę, że chcesz bardzo się o tym przekonać.
- Chyba błędnie myślisz.
- W końcu podeszłaś do drzwi mojego pokoju.
- Raczej po prostu na nie wpadłam cofając się przed inwalidą umysłowym.
- Granger nie ręczę za siebie. Do tego mamy porachunki do wyrównania.
- Uderzysz kobietę? Jeżeli tak, to nie jesteś facetem i nie masz jaj. Tylko największe chamidło  uderzyłoby.
- Nigdy nie uderzyłbym kobiety. A ty znowu podważasz moją męskość. Jak tak bardzo chcesz to sprawdzić, to zapraszam do łóżka za tymi drzwiami. – mówił szeptem, a ton jego głosu był zimny.
- Już lecę. Widać, że nie słyszałeś nigdy, że prawdziwy mężczyzna powinien pokazać, że ma jaja bez ściągania spodni.
- Ale ściągając spodnie może być zabawniej.
- Skończmy tą bezsensowna gadaninę. Nie powinieneś być z matką? Jeżeli chcesz tu stać, to mnie przepuść, bo ona nie powinna być sama na tym balkonie.
- Jak zawsze panna mądralińska. Nawet zabawić się z tobą nie da. Ale zanim cie puszczę musze…
Zamiast dokończyć zdanie, nachylił się i zaczął ją całować. Chciała go odepchnąć, ale złapał jej ręce unieruchamiając ją skutecznie. Po chwili odsunął się, patrząc w jej oczy.
- TY, TY…
- Ciszo bądź, bo znowu będę musiał zatkać ci tą szlamiątkowatą buzinkę. To było wyrównanie rachunków za tę noc w klubie.
- Puść mnie i idź do pani Narcyzy. Nie powinnam jej zostawiać pod twoją opieką. – tym razem jej głos był zimny.
- Nawet nie da się z tobą pobawić. Idź, ja wracam do matki.
Przepuścił ją i patrzył jak odchodzi, gdy nagle się odwróciła.
- Bo zabawa ze mną nie jest dostępna dla każdego. A szczególnie dla ciebie Malfoy.
- Jeszcze zobaczymy omnibusku.
Słowa te podkreślił swoim cynicznym uśmieszkiem. Nie przejęła się tym. Ruszyła schodami w dół. Czekało ją teraz miłe popołudnie szykowania się na wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz