*** Hogsmeade
Cała okolica pokryta była śniegiem, którego z minuty na minutę
przybywało coraz więcej. Mróz powodował, że każda osoba, która znajdowała się
na polu nabierała rumieńców. Trzy postacie przechodziły właśnie przez plac znajdujący
się po środku Hogsmeade, pomimo szalejącej zamieci. Widać było po ich wielkich
staraniach, że próbowały dostać się na drugi koniec placu. Były to trzy
dziewczyny, które od kilku godzin chodziły po sklepach w poszukiwaniu kreacji
na bal. Obeszły wszystkie sklepy, ale niestety nic nie pasowało: bo albo było
nie w tym kolorze, za duże, albo z nadmierna ilością falbanek i innych ozdób.
- Nie, no tutaj nic nie dostaniemy! – przez zamieć rozmowa była utrudniona,
ale pomimo tego dziewczyną udało się jakoś porozumieć
- Clar, nie dobijaj mnie – Ginny też miała już dość tego
bezowocnego poszukiwania
- Dziewczyny spokojnie, tam jest jeszcze ten mały sklepik
- Mówisz o tym obskurnym, rozpadającym się budynku?
- Tak, o tym budynku – na potwierdzenie swoich słów Panna Granger
pokazała palcem na mały drewniany budynek. Pomimo zamieci, z daleka było widać
odrapane stare brudne drzwi i od lat niemyte okna. Za dawnych czasów musiał to
być śliczny mały sklepik, ale lata jego świetlności dawno minęły i teraz jego
wygląd nie zachęcał do odwiedzania.
- Niestety zostaje nam tylko, tam iść, bo już nie ma więcej sklepów,
w którym coś byśmy znalazły.- ruszyły w stronę budynku. Popchnęły skrzypiące
drzwi i weszły do małego okrągłego sklepiku. W powietrzu unosił się zapach
jaśminu i świeżo zaparzonej herbaty. Panowała w nim jakaś magiczna atmosfera,
którą każda z nich odczuła. Gdy zamknęły drzwi z zaplecza wyszła niska starsza
pulchna czarownica i zachęcająco się uśmiechnęła.
- W czym mogę służyć kochaniutkie?
- Poszukujemy sukni na bal.
- To dobrze trafiłyście. Pozwólcie, że zanim pokaże wam suknie, to
coś wam doradzę
- Ależ oczywiście – z zaciekawieniem popatrzyły na sprzedawczynie
- Rude włoski, będą pasować do zielonej sukni z satyny lub
jedwabiu połączonej z tiulem w rozmiarze 34. Blond – krwista czerwień lub
czerń, satyna 36. Brąz, a raczej czekolada – kremowa najlepiej jedwabna rozmiar
36 z ciemnymi dodatkami, podkreśli to cudowne czekoladowe oczy. Jak wam się
podobają propozycje wstępne?
- Bardzo!
- No to idę szukać sukienek, a wy usiądźcie sobie na sofie i
poczekajcie. Na stoliku jest czajnik z gorącą herbatą cytrusową poczęstujcie
się.
- Dobrze! – entuzjazm ograno Ginny i Clar
- Tylko dla mnie proszę nie szukać, ja jednak nie potrzebuje
sukni! - krzyknęła za ekspedientką brązowowłosa dziewczyna.
- Jak to nie potrzebujesz!!!- Pozostałe dwie dziewczyny o mało, co
nie spadły z sofy.
- Normalnie, po prostu stwierdziłam, że przecież ja mam suknie.
- Jaką?
- A taką tam jedna, leży na dnie szafy.
- Hermiona ty chyba nie myślisz, o tej sukni z balu z okazji
turnieju? – Ginny popatrzyła dziwnie na przyjaciółkę
- No właśnie o tej…
- Chyba żartujesz!!?
- Nie.
- Nie mam mowy żebyś poszła w tamtej sukni. Nie wyjdziemy stąd
dopóki nie kupimy ci jakiejś sukni i nie waż się sprzeciwiać. - prawie, gdy Gin
skończyła swój monolog z zaplecza wróciła pulchna czarownica lewitując za sobą
mnóstwo pudeł. Na każdym było widać naklejkę zieloną, czerwoną lub czarna,
pokazującą dany odcień sukni.
- To dla was moje kochaniutkie teraz musicie poprzymierzać i coś
sobie wybrać, jeżeli wam spasuje.
- Dziękujemy bardzo, ale czy możemy mieć jeszcze jedna prośbę?
- Ależ oczywiście, słucham.
- Może pani jednak poszukać jakiejś sukni dla tej wstrętnej baby,
bo ona musi mieć nowa a nie jakaś stara?
- To wy idźcie mierzyć, a ja zaraz wrócę z sukienkami dla tej
panienki – mówiąc to znowu znikła za czerwona kotarą zasłaniającą wejście na
zaplecze.
*** 4 godziny później
Trzy młode dziewczyny wychodziły obładowane torbami z małego
obskurnego budynku. Wychodząc postanowiły, że jeszcze do niego wrócą, bo pomimo
zewnętrznego wyglądu ich zdaniem był to najlepszy sklep w miasteczku. Mimo zmęczenia,
jakie odczuwały z zadowoleniem ruszyły przez zaspy śniegu w stronę zamku.
***
W zamku panowała cisza. Większość osób szykowała się do
jutrzejszego bali a dokładniej przebywała w Hogsmeade w poszukiwaniu ubioru na
bal. Główne wrota otworzyły się a do korytarza weszły trzy zasypane śniegiem
postacie. Spod czapek wystawały czerwone nosy i policzki. Zaczęły wchodzić po schodach,
gdy za ich plecami usłyszały głos
- Wiedze, że śliczne panienki mają ciężkie torby. Może pomóc.-
dziewczyny odwróciły się. Przed nimi stał wysoki przystojny brunet. Przydługawe
włosy opadały mu na oczy, powodując, że jego twarz wyglądała tajemniczo. Miał
około dwudziestu lat. Gustowne ubranie podkreślało umięśnione ciało. W chwili,
gdy dziewczyny odwróciły się, stał oparty o poręcz i uśmiechał się do nich. Hermionie
przypominał jej najlepszego przyjaciela, którego traktowała jak starszego
brata, ale ta myśl wydała jej się absurdalna gdyż, Natt był mugolem.
- Sam jeden nie poradzisz sobie z taką ilością zakupów, ale dzięki
za chęć pomocy. – W zamku było gorąco, więc dziewczyny ściągały czapki.
Popatrzyły z zaciekawieniem na chłopaka, bo ten wyglądał jakby coś go
zamurowało. Stał z szeroko otworzonymi oczami i wpatrywał się w pannę Granger.
- Miona? Co ty tu robisz? Nie poznałem cię w tej czapce.
- Natt to naprawdę ty? – dziewczyna upuściła torby z zakupami,
które trzymała w rękach i zbiegła po schodach, po czym rzuciła się chłopakowi
na szyję. A on ją przytulił.
- Tak słoneczko to ja. W całej swej osobie – jak zawsze dopisywał
mu dobry humor. Hermiona odsunęła się od niego
- Ale co ty tu robisz? Przecież jesteś mugolem i do tego
wyjechałeś na studia do Francji
- To nie do końca prawda. Po pierwsze nie jestem mugolem tylko
czarodziejem, po drugie w tym roku skończyłem szkołę dla czarodziei we Francji,
a po trzecie jestem nowym wokalistą Jęczących Wiedźm. Nie studiuje, ale
podróżuje po Europie.
- Dlaczego nigdy mi nie po…
- Natt, chodź już. Trzeba zrobić próbę - za drzwi wychylił głowę
perkusista Jęczących Wiedźm.
- Już idę! Hermiona moja mała siostrzyczko, musimy o tym pogadać,
bo z tego, co wiem ty też jakoś nigdy mi nie powiedziałaś o tym, że jesteś
czarownicą. No tak wyleciało ci to zapewne z głowy- na jego twarzy pojawił się
rozbrajający uśmiech - ale nie ważne spotkajmy się dzisiaj o szóstej na
błoniach?
- Dobrze
- No to do zobaczenia, za trzy godziny - zniknął za potężnymi drzwiami
oddzielającymi holl i wielką salę.
- Clar, gdzie ty idziesz?
- Do siebie, zostawić zakupy
- Przecież, rzeczy zostawiasz u nas i przychodzisz jutro w
południe do nas szykować się na bal z nami a nie sama.
- Niech wam będzie, mi to pasuje – ruszyły po schodach do góry.
***
Przytulne, okrągłe pomieszczenie, znajdowało się na czwartym
piętrze wierzy. Ściany były pomalowane na żółto z dodatkami purpury. Ogólnie
właśnie ta kolorystyka przeważała w tym pokoju. Pod ścianą stały dwa łóżka.
Właśnie do tego pokoju weszły trzy dziewczyny, gdyż było to dormitorium gryfonek
– Ginny Weaslay i Hermiony Granger.
- Hermiona? Kto to był?
- Natt, mój przyjaciel. Znamy się od dzieciństwa, byłam pewna, ze
jest muglem.
- Życie niesie różne niespodzianki
- Dobra, drogie panie, czas rozpakować torby żeby
suknie się nie pogniotły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz