Mijał czas, dni leciały. Panna Granger odrobiła swój szlaban, ale
od ostatniej rozmowy z Draconem chodziła jak struta. Praktycznie nie wychodziła
z pokoju wspólnego gryfonów, jedynie na lekcje i do biblioteki. Chłopakom
trudno było ją wyciągnąć nawet na posiłki. Próbowali dowiedzieć się, co się
stało, ale dobrze wiedzieli, że to nic nie da. Jeżeli ona uparła się, że nic im
nie powie to nic tego nie zmieniło. Dlatego postanowili czekać, aż to minie.
Była sobota rano właśnie większość osób zbierała się do odwiedzenia miasteczka.
Hermiona wstała i podeszła do okna. Za szybą świeciło słońce, jego promienie
przyjemnie ogrzewały twarz. Zamknęła oczy i marzyła o wiośnie, która miała za
niedługo nadejść. Gdy otworzyła je, za oknem zauważyła grupę slizgonów, a wśród
nich tego znienawidzonego blondyna. Szybko odeszła od szyby. Nie zamierzała na
niego patrzyć. Postanowiła dzisiaj zostać w zamku, wreszcie będzie mogła
spokojnie sobie pospacerował i odpocząć bez strachu, że spotka tego ohydnego
czystokrwistego dupka. Weszła do małej przytulnej łazienki, wzięła szybki
prysznic i przebrała się w wytarte już trochę jeansy i czarny gruby golf.
Wychodziła właśnie z dormitorium, gdy w drzwiach wpadła na Ginny.
- Dobrze cię widzieć, właśnie po ciebie biegłam. Chodź, bo
chłopaki już czekają.
- Ale Gin ja nie idę.
- Jak to? Przecież wszyscy idziemy. Ja, Clar, ty, Ron i Harry.
- Wolałabym zostać dzisiaj w zamku. – prowadząc ten dialog
schodziły po schodach, do pokoju wspólnego gdzie już czekali Harry i Ron,
którzy słyszeli rozmowę dziewczyn
- Hermiono wiem, że coś ostatnio jest nie tak. Ale ty nie chcesz
nam powiedzieć, co się dzieje. Jeżeli powiedziałabyś nam może moglibyśmy ci
jakoś pomóc? – mówiąc to Harry utkwił oczy w czekoladowych tęczówkach
przyjaciółki.
- Harry wiesz, że traktuję was jak rodzeństwo i jeżeli działoby
się naprawdę coś złego to powiedziałabym wam o tym. Dziękuję wam bardzo za
troskę, ale się mną nie przejmujcie, wszystko będzie ok. A teraz zmykajcie, bo
na pewno przy głównym wejściu czeka na was już Clar. Ja będę czekać na was w
zamku. Teraz chodźcie, bo musze iść na śniadanie. Umieram z głodu, więc od razu
was odprowadzę na dół.
- Przynajmniej jeden dobry objaw, wrócił ci apetyt – Ron
wyszczerzył zęby w uśmiechu.
***
Szedł główna ulicą Hogsmeade, obok niego kroczył Zabini. Udało im
się jakoś odczepić od grupy ślizgonów, z którą wyszli z zamku. Tamci poszli jak
zawsze gdzieś imprezować. Oni nie mieli jakoś do tego głowy. Szli tak
rozmawiając, gdy z nad przeciwka zauważyli kroczącą grupkę. Gdy podeszli bliżej
już na takiej odległość by mogli rozpoznać twarze zauważyli, że to Potter z
Weasleyami i Clar. Draco zaczął zastanawiać się, gdzie jest ta mała wstrętna
Granger. Gdy ich mijali Clar się do nich uśmiechnęła, a Draco zatrzymał się.
-Amii
- Cześć chłopaki – Clar przystanęła
- Cześć
- Czegoś chcieliście?
- Tak dowiedzieć się gdzie zgubiliście Granger.
- A co cię to obchodzi Malfoy. – Rudzielec od razu poczerwieniał
- Ron uspokój się – Clar zwróciła się do stojącego obok chłopaka.
-Oj Weaslay ale tyś nerwowy. Ja się tylko pytam, z troski o wasza
przyjaciółkę.
- Draco daj spokój. A ty Ron też się opanuj i nie denerwuj się.
- Widzisz ona ma rację. Dostaniesz jeszcze wrzodów żołądka.
- Ty się nie przejmuj moim żołądkiem. A ty Zabini przestań się tak
gapić na moja siostrę.
- Weaslay opanuj się człowieku, już się nie wolno popatrzyć na
nikogo?
- Ron, braciszku nie zajmuj się tymi imbecylami. Ty Zabini nie gap
się na mnie.
- Ty ryża wiewióro, kogo nazywasz imbecylem? Jak będę chciał się na
kogoś gapić to będę się gapił, bo ty mi nic nie zrobisz.
- Ona może nie, ale ja tak. – Ron zrobił dwa kroki na przód
- Ron nie musisz mnie bronić sama sobie poradzę.
- Cisza!!! Uspokójcie się. Czy to aż tak źle, że Draco zapytał się
gdzie jest Hermiona? – Clar wyglądała jakby coś ją opętało. Ciskała z oczu
piorunami w każdego, kto chociaż mruknął. – Czy to, aż tak trudno powiedzieć,
że została w zamku? A jeżeli Ty Blaise chcesz umówić się z Ginny to ją o to
poproś, a nie zachowuj się jak kretyn.
- Ja się z nią nie chce umówić – brunet oburzył się
- A ja się nigdy z tobą zacofany orangutanie nie umówię!
- Cisza! Harry, Ron, Ginny idziemy! Na razie chłopki
***
Wracała właśnie z błoni. Pierwszy raz od nocnego spotkania z
Malfoyem miała dobry humor. Zjadła śniadanie i przeszła się po zamku. Chciała
odwiedzić Hagrida, ale on też wybrał się na zakupy, więc przeszła się po
błoniach i właśnie wracała z zamiarem udania się do biblioteki. Pchnęła wielkie
drewniane drzwi i weszła na pusty korytarz. Wydawało jej się jakby była w zamku
sama. Uczniowie, którzy zostali w zamku tak jak ona albo siedzieli w pokoju wspólnym
albo gdzieś indziej. Szła właśnie jednym z korytarzy, gdy drzwi otworzyły się.
- Witaj Hermiono. Co tu robisz? Dlaczego nie jest z wszystkimi?
- Dzień dobry panie dyrektorze. Wolałam zostać w zamku. Miałam
dość hałasu i gwaru. – Albus przyglądną się jej uważnie.
- Rozumie. Też nie raz lubię samotność. Dlatego nie przeszkadzam
ci w twoich rozmyślaniach. Do widzenia Hermiono
- Do widzenia
- Hermiono.
- Tak panie dyrektorze?
- Pamiętaj, że jakby, co to zawsze możesz ze mną porozmawiać niezależnie
od sytuacji.
- Tak wiem o tym. – gdy go o tym zapewniła odszedł znikając za
zakrętem.
Udała się w swoją stronę. Weszła na schody prowadzące na piętro
gdzie znajduje się biblioteka. Niestety one musiały akurat mieć kaprys i
zmienić swoje położenie. Gdy zatrzymały się wyszła na jeden z najwyższych
korytarzy w zachodnim skrzydle. Podeszła do okna i zapatrzyła się na drzewa w
zakazanym lesie. Ich korony pokryte były śniegiem, w którym migotały promienie
słońca. Zobaczenie czegoś na dole było bardzo utrudnione przez wysokość, na
jakiej się znajdowała. Nagle poczuła się jakby ktoś ją obserwował, obróciła się,
ale nikogo nie było. Nie przejmując się tym ruszyła korytarzem. Po przejściu
pięćdziesięciu metrów zatrzymała się. Była pewna, że ktoś za nią stoi. Powoli
obróciła się na pięcie. Naprzeciw niej stał wysoki przystojny chłopak.
- Dlaczego mnie śledzisz – jej głos był bardzo cichy, ale
spokojny.
- Bo z tego, co wiem to mamy pewną wspólną sprawę.
- Nie sądzę.
- Ech. Granger nie zachowuj się jak dziecko – chłopak przybliżył
się do niej tak, że teraz od siebie dzieliły ich tylko milimetry. Musiał
pochylić głowę żeby patrzeć jej w oczy gdyż był niższa od niego o jakieś
dwadzieścia centymetrów.
- Malfoy my nie mamy żadnych wspólnych spraw.
- Mam na ten temat inne zdanie. – złapał ją za rękę i pociągnął do
szerokiego parapetu, na którym ją posadził. Próbowała stawiać opór, ale nie
dała rady. Chłopak był od niej o wiele silniejszy, a do tego wyciągnął
różyczkę. Machnął nią i dziewczyna poczuła się tak jak by ktoś trzymał ją za nadgarstki
chociaż Malfoy już ją puścił.
- Puść mnie. A po drugie, co ty tu robisz przecież poszedłeś z
innymi
- Nie mam zamiaru cię puścić. A pójść poszedłem, ale kiedy Clar
powiedziała mi, że zostałaś w zamku to wróciłem żeby dotrzymać ci towarzystwa.
- Dziękuję obejdzie się.
- Nie masz, za co dziękować. Teraz powiedz mi czy decydujesz się
na moją propozycję?
- Chyba śnisz, że miałabym się na nią zgodzić. – na te słowa
chłopak się uśmiechnął, co bardzo jej się nie spodobało.
- Błędna odpowiedz, a teraz udowodnię ci i przekonam do
odpowiedniej.- po tych słowach zaczął ją całować. Dziewczyna poddała się jego
pieszczotą. Gdy całował jej szyję przymknęła oczy. Włożył ręce pod jej czarny
golf dotykając płaskiego brzucha. Rozkoszował się dotykiem jej aksamitnej skóry.
Gdy przesunął ręce na plecy i skierował je do zapięcia stanika nadeszło
opamiętanie. Poruszyła się niecierpliwie, ale nic to nie dało.
- Malfoy, proszę cię puść mnie. – w jej głosie można było
dosłyszeć strach.
- Kotek cicho, nie bój się, nic złego ci nie zrobię – poczuła, że
rozpiął zapięcie. A jego ręce powoluteńku zaczęły przesuwać się do przodu.
- Nie rób tego, proszę. –
odsunął się trochę od niej, ale ręce dalej trzymał na bokach żeber.
- Chcę ci dać trochę przyjemności, zobaczysz spodoba ci się. –
zaczął całować jej szyję, a ręce przesunął na jej jędrne piersi. Westchnęła,
ale po chwili usłyszał w uchu cichy szloch. Podniósł głowę i popatrzył na
nią. Z jej oczu płynęły łzy.
- Spokojnie przecież nic złego ci nie robię. – popatrzyła mu w
oczy.
- Dlaczego taki jesteś?
- Taki, czyli jaki?
- Raz jesteś wredny, raz taki jak teraz, a innym razem zachowujesz
się jak w sowiarnii po balu – popatrzył na nią. Zabrał ręce spod jej golfu.
Wyciągnął różyczkę za paska spodni i machnął nią. Dziewczyna poczuła, że jej
ręce są uwolnione. Malfoy odwrócił się i odszedł zostawiając ją samą. Hermiona
podkurczyła nogi i usiadła oplatając kolana rękami. Miała za duży mętlik w
głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz