wtorek, 28 sierpnia 2012

26. Spotkanie na błoniach / Pederson


*** 17,45

Chłopak siedział pod rozłożystym drzewem, nie zwracał uwagi na to, że dookoła leży śnieg. Magia zapewniała mu to, że nie odczuwał zimna. Czekał na swoja przyjaciółkę, myśląc o tym jak to się mogło stać, że znają się od dzieciństwa, a nie wiedzieli, że należą do tego samego świata. Właśnie w tej chwili drzwi zamku otworzyły się i na błonia wyszła ładna brunetka. Rozglądnęła się, a gdy zauważyła chłopaka pod drzewem ruszyła w jego stronę.
- Długo tu tak siedzisz?
- Nie, chwileczkę. Może się przejdziemy?
- Bardzo chętnie – Natt podniósł się z ziemi otrzepał spodnie i zaoferował dziewczynie swoje ramię. Teraz szli wzdłuż jeziora rozmawiając
- No to teraz braciszku tłumacz się, jak mogłeś mnie okłamywać.
- Ja cię nie okłamałem nigdy w życiu, po prostu nie mówiłem pełnej prawdy – rozbrajający uśmiech pojawił się na jego twarzy. Gryfonka go odwzajemniła. W towarzystwie Natta czuła się swobodnie. Traktowała go jak brata. Znali się od dzieciństwa. Mieszkali w domach przy tej samej ulicy. Natt był wychowywany przez babcie gdyż jego rodzice byli ciągle zajęci. Nigdy nie mieli czasu dla swojego syna. Co on zawsze miał im za złe
- No to teraz powiedz mi prawdę całkowitą.
- Dobrze. Nigdy nie byłem mugolem. Urodziłem się czarodziejem. Moi rodzice jak wiesz nigdy nie mieli dla mnie czasu. Jako, że jestem starszy od ciebie o dwa lata, kiedy się urodziłem postanowili zapewnić mi bezpieczeństwo przed sama – wiesz – kim. Dlatego wysłali mnie z babcią do świata mugoli gdzie poznałem ciebie i całą resztę. Od jedenastego roku życia chodziłem do szkoły dla czarodziei w Francji.
- Przynajmniej mówiłeś prawdę, tłumacząc, że uczysz się w Francji.
- Potem skończyłem szkołę i podjąłem pracę w Francuskim dzienniku czarodziejów. Ale niecałe pół roku temu dziwnym zbiegiem okoliczności trafiłem na casting do zespołu i zmieniłem prace. Żeby zaoszczędzić sobie niewygodnych pytań, powiedziałem, że studiuję.
- No to teraz jest już wszystko jasne- uśmiechnęła się i przytuliła do ramienia chłopaka.
- A jak to jest z tobą?
- No wiesz, tak naprawdę, przez ponad dziesięć lat mojego życia nie wiedziałam o istnieniu świata czarodziei… - i tak oto Hermiona opowiedziała Nattowi o tym, co się zdarzyło w jedenastym roku jej życia, gdy dostała list z Hogwartu. Teraz spacerowali po błoniach rozmawiając o wszystkim i o niczym, gdy nagle przed nimi stanął blondwłosy chłopak o szyderczym uśmiechu.
- Kogo to moje oczy widzą Pedersen. A co ty tu robisz, jeśli można wiedzieć?
- Nie widzisz, co robie? Spaceruję po błoniach i rozmawiam z moją przyjaciółką.
- Z Granger? Nie wiem czy to by się spodobało twoim rodzicom.
- Czy ktoś może… - dziewczyna nie zdążyła dokończyć zdania, gdy nagle nad ich głowami pojawiła się sowa, która siadła po chwili Nattowi na ramieniu. Ten odebrał od niej list, przeczytał, po czym zwrócił się do dziewczyny.
- Miona ja musze wracać, bo mam znowu próbę, ale jeszcze się spotkamy.
- Dobrze, jak musisz to biegnij.
- Jesteś kochana- mówiąc to pocałował ją w policzek, po czym odszedł. - dziewczyna popatrzyła teraz dziwnie na Malfoy
- Malfoy, co ty się tak gapisz?
- On cię pocałował
- No tak, w policzek. Co w tym dziwnego?
- Jak na niego to bardzo dziwne.
- Co masz na myśli? I dlaczego zwracałeś się do niego dziwnym nazwiskiem Pedersen?
- Czyżby Panna-Ja-Wiem-Wszystko tego nie wiedziała?
- Malfoy nie denerwuj mnie tylko wytłumacz mi to?
- Przykro mi kochanie, ale nie jestem do tego upoważniony. Teraz wybacz, ale wracam do zamku. Pamiętaj jutro za piętnaście ósma widzimy się przed wielką salą. Acha i dam Ci rade jak chcesz coś znaleźć o Nattanielu, to poszukaj w bibliotece.
- Tleniony nie denerwuj mnie tylko wracaj i mi to wyjaśni! – Ale on szedł już w stronę szkoły i nie zamierał wracać, nawet, jeżeli ona go wyzywała. Uśmiechał się do swoich myśli zostawiając zdziwiona gryfonkę na błoniach.

***
Potężne półki zastawione były przeróżnymi książkami. Większości z nich była bardzo stara i zakurzona. Większa część uczniów nie przepadało za tym miejscem z powodu bibliotekarki i opasłych, nudnawych tomiszczy. Ale nie ona. Dla niej to miejsce było magiczne, miało w sobie jakąś siłę i magnetyzm, który ją przyciągał. Wybrała stertę grubych tomów i zaczęła kartkować. Mijały godziny, ale ona nic nie znalazła. Dochodziła godzina wpół do dziesiątej, czyli czas zamknięcia biblioteki. Zrozpaczona dziewczyna złapała się ostatniej deski ratunku, podeszła do biurka bibliotekarki. Miała tą przewagę nad innymi osobami, że należała do nielicznych osób, które bibliotekarka lubiła.
- Słucham Panno Granger.
- Od kilku godzin szukam, pewnej informacji i nie mogę nic znaleźć, czy może mi pani pomóc?
- Zobaczymy. A czego szukałaś?
- Czegoś o nazwisku Pedersen. – Gdy tylko to powiedziała bibliotekarka znikła między regałami, przynosząc jej strasznie grubą książkę.
- Jestem pewna, że w tej znajdziesz to, czego szukasz.
- Czy mogę ja wypożyczyć?
- Ależ, oczywiście. Proszę bardzo możesz ja zabrać a teraz zmykaj, bo zamykam bibliotekę – po chwili książki i uczennicy już nie było.

***
 Chcąc mieć chwile spokoju udała się do Pokoju życzeń. Trzy razy przeszła wzdłuż korytarzy, aż pokazały się drzwi. Prędko je otworzyła i weszła do środka. Pomieszczenie było bardzo przytulne. Wygodny fotel na środku pokoju, koło niego stoliczek, na którym znajdował się dzbanek z gorącą czekoladą oraz filiżanka i talerz z jej ulubionymi ciastkami. W ścianie przed fotelem znajdował się kominek, z którego wydobywało się rozkoszne ciepło i dźwięk towarzyszący palącemu się drewnu. Siadła na fotelu i przyjrzała się książce. „Magiczne rody, czyli największe czarodziejskie rodziny na przełomie 2000 lat” Z zaciekawieniem otworzyła ją na spisie treści. Odnalazła w nim stronę, na której została opisana rodzina Pedersen. Gdy otworzyła daną stronę zobaczyła zielonkowaty napis oraz opis rodziny. Zagłębiła się w lekturze



Ród PEDERSEN

Dzieję tej rodziny zaczynają się ponad trzy tysiące lat temu, chociaż jego potęga zaczęła rosnąć dwa tysiące lat temu. Jeden z największych rodów czarodziei. Małżeństwa zawierane w rodzinie, nigdy nie wyszły poza okręg czarodziei czystej krwi… Ród Pedersen od lat rywalizuje z rodem Malfoyów o najwyższą rangę w elicie Brytyjskiej… Następca głowy rodu jest nastoletni syn Thomasa Ronalda i Anastazji Pedersen, Nattaniel Thomas Andre Pedersen. Po śmierci ojca obejmie on spadek, który już teraz szacowany jest na kilka miliardów funtów.

Pod opisem znajdowało się zdjęcie, które dziewczyna bardzo dobrze znała. Babcia Natta trzymała je na kredensie w salonie. Przedstawiało całą rodzinę. Na środku stał fotel, w którym siedziała babcia chłopaka, po jednej stronie fotela stał syn pani Elizabeth, czyli ojciec Natta, a po drugiej jego żona Anastazja. Przed nią stał Nattaniel. Jeszcze wtedy był dzieckiem. A dookoła nich cała reszta rodziny. Jedno tylko się nie zgadzało w tym wszystkim. Przecież Natt i jego babcia nazywali się Rushton a nie Pedersten. Miona przeczytała opis w książce jeszcze kilka razy, po czym zaczęła ją wertować. Znalazła w niej wiele znanych jest osób, a miedzy innymi Malfoya. Gdy skończyła przeglądać książkę, było dobrze po drugiej nad ranem. Wstała z fotela i skierowała się do wyjścia.

*** Dormitorium gryfonek.

Hermiona weszła po cichu do sypialni. Podeszła do swojego łóżka z zamiarem położenia się. Po drodze do wierzy stwierdziła, że prysznic weźmie za jakieś kilka godzin, kiedy wstanie. Gdy siadała na łóżku szukając swojej piżamy, usłyszała chrząknięcie.
- Czy ty wiesz, która jest godzina?
- Ginny myślałam, że śpisz.
- Spałam, ale nie mocno gdyż m przed zaśnięciem myślałam o tym gdzie możesz być.
- Ale przecież, często tak wracam, gdy się zaczytam.
- No tak, ale nie zawsze na drugi dzień masz bal. Dlatego w tej chwili idziemy spać. Bo jutro, znaczy już dzisiaj tylko za kilka godzin będzie trzeba się szykować. Miłych snów. - mówiąc to ruda padła na poduszkę. Po chwili jej brązowowłosa koleżanka poszła w jej ślady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz