Od czasu rozmowy w pokoju Clar minęło kilka dni. Harry i Ginny nie
byli już ze sobą, ale dalej się przyjaźnili. Jak to w Hogwartcie bywa już w tak
krótkim czasie w szkole huczało od plotek na temat tego, dlaczego się rozstali.
Było piękne słoneczne, lecz mroźne popołudnie. Za oknem sypał
śnieg, a większość uczniów przebywała w pokojach wspólnych rozkoszując się ciepłem
z kominków. Za to brązowowłosa gryfonka siedziała w bibliotece wertując grube
księgi. Właśnie pochłaniała treść artykułu na temat magicznych właściwości eliksiru
z drzewa sandałowego, gdy na książkę padł cień. Podniosła głowę do góry i
zobaczyła osobnika ubranego w czarna szatę z godłem slitherinu. Osobnik o płci
męskiej był wysoki, dobrze zbudowany, miał ciemne włosy i przenikliwe brązowe
oczy. Stał przed nią najmłodszy z rodu Zabinich. Blaisa, bo tak oto miał na
imię ten twór natury Hermiona spotykała w bibliotece dość często. Zamieniała z
nim niekiedy kilka zdań. Pomimo tego, że swoją naturą i charakterem był
wzorowym przykładem ślizgona, to był bardzo inteligentny i oczytany, a do tego
wszystkiego nigdy nie nazwał jej szlamom. Uważał tak jak panna Greek, że
określenie to jest prostackie i nie powinno się go używać. W tej chwili odsunął
wolne krzesło, które stało przy stoliku Hermiony i usiadł na nim.
- Z łaski swojej Zabini mógłbyś sobie iść? Przeszkadzasz mi w
czytaniu.
- Niestety nie, gdyż mam do ciebie sprawę, a dokładniej pytanie.
- To się pytaj i zmywaj się od mojego stolika.
- Nie wiedziałam, że wykupiłaś sobie ten stolik.
- Zabini- ton głosu panny Granger przypominał trochę warknięcie.
- No dobra, nie denerwuj się. Powiedz mi tylko jedno. Od kilku dni
po szkole krążą pogłoski, ze Wiewióra rozstała się z Potterem. Czy to prawda?
- A jeśli nawet tak to, co?
- Po prostu chciałbym wiedzieć.
- Jeżeli chcesz się dowiedzieć jak jest naprawdę to spytaj Gin lub
Harrego, bo ja nie mam prawa udzielać takich informacji
-Przecież Wiewióra wydrapałaby mi oczy, a tak poza tym już znam
prawdę, bo jakby dalej byli razem to byś to potwierdziła.
- Skąd taka pewność Zabini?
- Tajemnica. – uśmiechnął się tajemniczo
- Zabini nie denerwuj mnie! – mówiąc to wstała od stolika,
zarzuciła torbę na ramie i wyszła z biblioteki.
***
Idąc korytarzem patrzyła przez mijane okna. Śnieg przestał padać.
Postanowiła się przewietrzyć. Weszła do dormitorium zostawiła torbę i zabrała z
szafy płaszcz. Po dziesięciu minutach otwierała główne drzwi wejściowe do
zamku. Wyszła na ośnieżone błonia. Śnieg padał ostatnio bardzo mocno, dlatego
zaspy sięgały jej do kolan, ale to jej nie zrażało. Słońce przyjemnie grzało,
przez co nie odczuwała zimna. Szła przed siebie zostawiając ślady na białym
puchu. Nagle usłyszała delikatny świst i „pac” na jej plecach rozbiła się
śnieżka. Odwróciła się, ale nikogo nie zobaczyła. Ruszyła dalej, gdy po chwili
kolejna kulka rozbiła się, tym razem o tył jej głowy. Znowu się odwróciła.
- Harry, Ron, jeżeli to wy, to dajcie spokój…. – nie skończyła
mówić, gdy kolejna śnieżka rozbiła się tym razem na jej brzuchu. Zdążyła tylko
zauważyć dłoń, ubraną w czarna rękawiczkę, chowająca się za drzewem.
- Kimkolwiek jesteś! Ostrzegam cię, już nie żyjesz. - ruszyła w
stronę drzewa. Gdy doszła do miejsca, gdzie powinien znajdować się sprawca jedyne,
co tam zastała, to ślady po butach. A za sobą usłyszała zimny, cyniczny głos.
- Czyżbyś mnie szukała Granger? – nie musiała się odwracać żeby
zobaczyć, kto za nią stoi. Ten zimny, cyniczny głos poznałaby wszędzie. Tylko
jedna osoba, mówiła w taki sposób.
- Malfoy. Mogłam się spodziewać, ze to ty.
- We własnej osobie – gdy to mówił kolejną śnieżką trafiła
Hermionę tym razem w nogi. Dziewczyna schyliła się żeby otrzepać spodnie ze
śniegu, gdy nagle wpadł jej do głowy pomysł. Pod pretekstem oczyszczenia spodni
schyliła się. Nie spostrzeżenie podniosła garść śniegu i uformowała z niego
kulkę. Gdy się wyprostowała, szybko odwróciła się rzucając śnieżka w chłopaka.
Strzał był idealny. Draco dostał prosto w twarz. Zaczęła biec
- Granger! Pożałujesz tego, to, była ostatnia rzecz, jaką zrobiłaś
w życiu! – Krzyczał biegnąc, za dziewczyna. Wysokie zaspy śniegu spowalniały
bieg gryfonki. Dlatego to ślizgon szybko ją dogonił. Złapał ją, po czym
odwracając twarzą do siebie, przewrócił w dużą zaspę przygniatając swoim ciężarem
tak, że nie miała możliwości poruszenia się.- Takim sposobem nikt nie będzie
widział, że cię morduje.
- Malfoy, puść mnie ten śnieg jest zimny.
- Za chwilę będzie ci jeszcze zimniej – po tych słowach śnieg,
który Draco nabrał na rękę wylądował na twarzy dziewczyny. Hermiona zaczęła
drzeć się jak opętana. Ślizgon przestał. Przypatrywał się dziewczynie, która teraz
zaczęła jeszcze bardziej wiercić się i krzyczeć żeby ją puścił.
- Jak zaraz….!
- Cicho bądź, gryfoniątko. Nic ci to nie da. Zaraz cię uciszymy. –
jak powiedział tak zrobił, czego efektem było zatopienie ust w słodkich wargach
gryfonki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz